Hej :)
Wczoraj wybraliśmy się do Monachium. Mieliśmy kilka spraw do załatwienia. Poza tym "wielki" plan zwiedzenia pozostałej części miasta, której wcześniej nie udało nam się zobaczyć. Wszystko miało pójść gładko, bo nawet pogoda dopisała i udało nam zgrać się z wolnym. Niestety, w rezultacie wszystkie plany okazały się być totalną klapą i poza zjedzeniem kebaba u Turka (który i tak nie umywał się do naszego ulubionego) i przepysznych lodów w pobliskiej lodziarni, nie załatwiliśmy nic. Miejsce, do którego chcieliśmy dotrzeć, nagle jakby "wyparowało z mapy", co spowodowało, że straciliśmy trzy godziny na chodzeniu bez celu. Wszystko tak naprawdę poszło nie tak, a do tego jeszcze Em mi się zbuntował, mówiąc, że nie zamierza być moim "fotoreporterem" tego dnia i zdjęć mi robić nie będzie. I tak na totalnym nerwie miałam ochotę zakończyć tę jakże "miłą i sympatyczną" wycieczkę. Gdyby nie to, że na koniec znaleźliśmy miejsce, w którym można było "głaskać" i karmić łabędzie chyba by ktoś ucierpiał :) Mam nadzieję, że u Was było nieco lepiej.
a trampki gzie ??? hiohihihi MONT
OdpowiedzUsuńd zjadłam
OdpowiedzUsuńHi hi, a to eM zadziorny ;)))
OdpowiedzUsuńEm buntownik?
OdpowiedzUsuńPrześliczne łabędzie:)Twój idealny Em nie chciał być fotoreporterem,to może chciał ,żebyś ty Malko była jego fotoreporterem? he...i wyjazd by się udał.:):)co ty na to? :)))
OdpowiedzUsuńMont, wszystko w swoim czasie :P
OdpowiedzUsuńMoaa, to MOJA OAZA SPOKOJU. Zadziorny? Nie, raczej uszczypliwy- sporadycznie, na szczęście:)
Anonimowy, z doświadczenia wiem, że nie w tym rzecz.
Ciekawe czy ten Ema charakterek jest rodzinny :-) ???MONT
OdpowiedzUsuńMONT, zdecydowanie łatwiej będzie Ci samej odpowiedzieć na to pytanie:)
OdpowiedzUsuńhihihi ale jest na to rada :-)
OdpowiedzUsuńmały szantażyk !! Jak znowu będzie się foszył to powiedz, że opowiesz o jego słabościach ( czyt. Turtles ) hihihi MONT
ps. a może sam o tym będzie chciał opowiedzieć przy okazji autorskiego dnia na Twoim blogu.... boki zrywać !! no, ale nie będzie szantażu :-(
Już wiem o co chodzi z tymi słabościami, choć osobiście bym tego tak nie nazwała. Być może nie wiem wszystkiego, lecz to, co usłyszałam chyba nie nadaje się na szantaż:/
UsuńOch - takie wypady sa potrzebne, zeby docenic te UDANE! ;o) Ponadto w CALOSCI to wcale nie brzmi jak totalne nieporozumienie kochana Malko tylko takie ledwie namacalne - no bo lody, TAKIE lody, labedzie, GLASKANIE (ja to mam respekta do tych ptakow... ;o) nie wiem czy bym poglaskala, a Lukasz, to nawet chleba nie rzuci, jesli nie jest mozliwe zachowanie bezpiecznej 100m odleglosci (a w przypadku leciutkich okruchow chleba, wiadomo - nie jest to mozliwe! ;o) ) ) No i Monachium - piekne miasto, niewazne czy z dotarciem do celu czy bez niego ;o) - przynajmniej ja takim je pamietam, z naszych wakacyjno-zarobkowych dwumiesiecznych podbytow tam.
OdpowiedzUsuńBuziaki i do milego uslyszenia =o)))))))
Linka, coś w tym jest. Choć szczerze mówiąc chyba wolałabym mieć same udane. Całe szczęście dzień skończył się jak należy. A łabędzi wieczór dostarczył mi sporo uciechy :) Pozdrawiam.
Usuńale super foty.szacun
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńCzasami zdarzają się dni w których nic się nie udaje, ale przynajmniej pogoda dopisała ;-)
OdpowiedzUsuń