Uuuuff...
Jestem umęczona, ale szczęśliwa:) Właśnie wróciliśmy z Emem z pierwszego w tym roku grilla. Wprawdzie sezon grillowy rozpoczęliśmy nieco później niż w zwykle (lubimy już w lutym upichcić coś na świeżym powietrzu), ale za to chyba szybciej niż cała reszta ludzi zgromadzonych na naszej ulubionej polanie w Ingolstadt.
Trzeba przyznać, że wszyscy poczuli wiosnę, wyłaniając się z kocami i świętując początek weekendu. Jedni zaopatrzeni w sziszę, kolejni w piknikowy koszyk pełen łakoci, inni w zestawy do gier na świeżym powietrzu, a jeszcze inni w torby pełne alkoholu i my w zestaw grillowy... Zgromadzeni na jednej polanie, cieszyliśmy się pięknym i ciepłym dniem :) Widziałam nawet gromadkę ludzi z plastikowym wiaderkiem przyrządzających coś a'la poncz składający się z wina z kartonu, soku pomarańczowego i bliżej nieokreślonej substancji :) Wszyscy zaopatrzeni byli w plastikowe rurki i wspólnie spożywali przygotowany napój (prosto z wiadra). Em przygotował przepyszne szaszłyki, było piwko, sałatka i latający talerz :)
Nad nami latały małe nietoperze, ćwierkały ptaki, a w pobliskich krzakach buszowały małe polne myszki... Wiosna pełną parą!!!
zazdroszczę! :) wygląda bardzo smakowicie :) ale weekend ma być piękny więc też można wykorzystać pogodę na grillowanie :)
OdpowiedzUsuńmmmm mniam ! :) też muszę zamcząć sezon grilowania ;)
OdpowiedzUsuńWow jak dla mnie to szybko :)
OdpowiedzUsuńJa zacznę pewnie po następnym weekendzie czyli po przeprowdzce :) Na razie boję się tej pogody. Zdradliwa jest, niedawno chorowałam (znów) i w pracy wszyscy chorzy, więc tak ostrożnie podchodze do tej wiosny i ciepła za oknem :)
Ummm Malko aż mi zapachniało! :o)
OdpowiedzUsuńWidzę, zebrało nam się dzisiaj na pszyności na blogach! ;o)
Mam problem z odpowiadaniem na poszczególne komentarze, więc wszystko we wspólnym :)
OdpowiedzUsuńMadelaine90, szaszłyki były pyszne. Zachęcam Cię więc do skorzystania z pięknego weekendu. Zamiast siedzieć w domu można naprawdę miło i smakowicie spędzić czas :)
Bialaangelgirl, obowiązkowo:)
Moaa, ja w dalszym ciągu pokasłuję, więc przyznam szczerze, że również ostrożnie podchodzę do tej zdradliwej pogody..Na szczęście Em zaopatrzył mnie w kocyk, którym mogłam się przykryć, a ja ubrałam się na cebulkę ( to chyba jedyne dobre rozwiązanie o tej porze roku ).
Linka, wysyłam jednego szaszłyka do Ciebie :)
ajj mniam!!!
OdpowiedzUsuńfajny blog :) mmm, ja też chce te rarytaski !!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie
www.modishYou.blogspot.com